Prawdziwa matczyna miłość

Jedną z najtrudniejszych konferencji, jakie prowadzi się w ramach kursu dla narzeczonych jest konferencja dotycząca relacji z rodzicami i teściami. Niestety, ale dożyliśmy czasów, w których sformułowanie „dobra teściowa” brzmi jak oksymoron. Oczywiście, nie obchodzi się także bez błędów samych młodych, którzy chcieliby niekiedy korzystać ze wszystkiego, co wypracowali rodzice czy teściowie, ale samych rodziców i teściów zmarginalizować. Tak jak trzeba dorosnąć do małżeństwa i założenia rodziny, tak trzeba dorosnąć również do bycia teściem i teściową. Przede wszystkim samo rodzicielstwo zakłada poświęcenie poważnej części swojego życia, sił, dóbr materialnych aby zrodzić i wychować tych, którzy w pewnym momencie założą swoje rodziny odejdą z domu i usamodzielnią się, nie zapominając jednak o miejscu z którego wyszli i ludziach którym to wszystko zawdzięczają.

Jedną z przyczyn owego konfliktu pokoleń zdaje się być nieumiejętność ostatecznego pogodzenia się z usamodzielnieniem się własnego dziecka. Próba zatrzymania czasu i postrzegania dorosłych już dzieci jako maleńkich istot, którymi wciąż trzeba się opiekować, zakładać im skarpetki i dyktować krok po kroku jak mają żyć, aby nie stała się im krzywda. Tymczasem prawdziwe szczęście rodzica spotyka wówczas, kiedy godzi się niejako utracić swoje dorosłe dziecko. Tracąc je w rzeczywistości zyskuje drugie – współmałżonka, którego owo dziecko poślubia i z którym zakłada rodzinę. Jeśli jednak rodzic nie zgodzi się utracić swojego dziecka, pozostanie z nim samym patrząc jak przekwita i gorzknieje, kierując niekiedy całą swoją złość w stronę owego rodzica, ponieważ poprzez swoją zaborczą miłość nie pozwolił dojrzeć do samodzielnych decyzji i budować własnej przyszłości.

Mimo iż dzisiejsza liturgia słowa nie wspomina nic na temat relacji małżeńskich i rodzinnych pozwoliłem sobie zbudować ten komentarz na przykładzie relacji rodzice dorosłego do zięcia czy synowej, aby zilustrować to co wydarzyło się, gdy matka patrzyła na męczeńską śmierć swoich dzieci. Jakże wielka musiała być jej wiara, jakże musiała sięgać o wiele dalej niż cała ówczesna wiara Izraela, że na propozycję aby nakłoniła swoje ostatnie dziecko do zachowania życia i okazania wzgardy Bożym prawom a posłuszeństwa prawom Królewskim, ona w ojczystym języku zachęcała swojego syna do wytrwałości, aby okazał się on godnym swoich braci, aby odnalazła go w owym czasie zmiłowania, który dla nas uczniów Zbawiciela po prawie 2200 latach po tamtych wydarzeniach oznacza jedno – czas zmartwychwstania. Miłość matki nie wahała się przed utratą swojego dziecka w życiu doczesnym, aby spojrzeć o wiele dalej–na wieczność, w którą głęboko wierzyła. Ta wiara matki jest przykładem i zachętą także dla nas, żyjących już w zupełnie innych czasach, wychowanych w duchu chrześcijańskim i obdarowanych sakramentami kościoła. Owa zachęta, która stawia na pierwszym miejscu wiarę i zaufanie do Boga, pozwala nam zobiektywizować nasze codzienne relacje, ułożyć niekiedy trudne rodzinne sprawy, spojrzeć na wszystko przez pryzmat nie tylko utraty tych, których kochamy, do których jesteśmy przywiązani, ale przede wszystkim przez pryzmat zysku na mocy wiary, jaki staje się naszym udziałem.

Umieć spojrzeć na świat, życie i przemijanie z wiarą, to patrzeć nie tylko za siebie, ale spoglądając w dal oczyma duszy przekroczyć zasłonę doczesności, spojrzeć dalej niż sięga horyzont, umieć zrozumieć Boże prawa, pozostać im wiernym i być szczęśliwym.

 

Jeśli chcesz wesprzeć nasze działania, dołącz do grona naszych darczyńców: https://zrzutka.pl/vdj7j4

 

PIERWSZE CZYTANIE  (2 Mch 7,1.20-31)
Wiara w zmartwychwstanie mocą męczenników

Czytanie z Drugiej Księgi Machabejskiej.

Siedmiu braci zostało schwytanych razem z matką. Bito ich biczami i rzemieniami, gdyż król Antioch chciał ich zmusić, aby skosztowali wieprzowiny zakazanej przez Prawo.
Przede wszystkim zaś godna podziwu i trwałej pamięci była matka. Przyglądała się ona w ciągu jednego dnia śmierci siedmiu synów i zniosła to mężnie. Nadzieję bowiem pokładała w Panu. Pełna szlachetnych myśli, zagrzewając swoje kobiece usposobienie męską odwagą, każdego z nich upominała w ojczystym języku. Mówiła do nich: „Nie wiem, w jaki sposób znaleźliście się w moim łonie, nie ja wam dałam tchnienie i życie, a członki każdego z was nie ja ułożyłam. Stwórca świata bowiem, który ukształtował człowieka i wynalazł początek wszechrzeczy, w swojej litości ponownie odda wam tchnienie i życie, dlatego że wy gardzicie nimi teraz dla Jego praw”.
Antioch był przekonany, że nim gardzono, i dopatrywał się obelgi w tych słowach. Ponieważ zaś najmłodszy był jeszcze przy życiu, nie tylko dał mu ustną obietnicę, ale nawet pod przysięgą zapewnił go, że jeżeli odwróci się od ojczystych praw, uczyni go bogatym i szczęśliwym, a nawet zamianuje go przyjacielem i powierzy mu ważne zadania. Kiedy zaś młodzieniec nie zwracał na to żadnej uwagi, król przywołał matkę i namawiał ją, aby chłopcu udzieliła zbawiennej rady.
Po długich namowach zgodziła się nakłonić syna. Kiedy jednak nachyliła się nad nim, wtedy wyśmiewając okrutnego tyrana, tak powiedziała w języku ojczystym: „Synu, zlituj się nade mną. W łonie nosiłam cię przez dziewięć miesięcy, karmiłam cię mlekiem przez trzy lata, wyżywiłam cię i wychowałam aż do tych lat. Proszę cię, synu, spojrzyj na niebo i na ziemię, a mając na oku wszystko, co jest na nich, zwróć uwagę na to, że z niczego stworzył je Bóg i że ród ludzki powstał w ten sam sposób. Nie obawiaj się tego oprawcy, ale bądź godny braci swoich i przyjmij śmierć, abym w czasie zmiłowania odnalazła cię razem z braćmi”.
Zaledwie ona skończyła mówić, młodzieniec powiedział: „Na co czekacie? Jestem posłuszny nie nakazowi króla, ale słucham nakazu Prawa, które przez Mojżesza było dane naszym ojcom. Ty zaś, przyczyno wszystkich nieszczęść Hebrajczyków, nie uciekniesz z rąk Bożych”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 17,1.5-6.8.15)

Refren: Gdy zmartwychwstanę, będę widział Boga.

Rozważ, Panie, moją słuszną sprawę, *
usłysz moje wołanie,
wysłuchaj modlitwy *
moich warg nieobłudnych.

Moje kroki mocno trzymały się Twoich ścieżek, *
nie zachwiały się moje stopy.
Wołam do Ciebie, bo Ty mnie, Boże, wysłuchasz; *
nakłoń ku mnie Twe ucho, usłysz moje słowo.

Strzeż mnie jak źrenicy oka, *
ukryj mnie w cieniu Twych skrzydeł.
A ja w sprawiedliwości ujrzę Twe oblicze, *
ze snu wstając nasycę się Twym widokiem.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 15,16)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem,
abyście szli i owoc przynosili.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 19,11-28)
Przypowieść o dziesięciu minach

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus opowiedział przypowieść, dlatego że był blisko Jerozolimy, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi.
Mówił więc: „Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić.
Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: «Zarabiajcie nimi, aż wrócę».
Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: «Nie chcemy, żeby ten królował nad nami».
Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dal pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał.
Stawił się więc pierwszy i rzekł: «Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min». Odpowiedział mu: «Dobrze, sługo dobry; ponieważ w drobnej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami».
Także drugi przyszedł i rzekł: «Panie, twoja mina przyniosła pięć min». Temu też powiedział: «I ty miej władzę nad pięciu miastami».
Następny przyszedł i rzekł: «Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył, i żąć, czegoś nie posiał».
Odpowiedział mu: «Według słów twoich sądzę cię, zły sługo. Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem, i żąć, gdziem nie posiał. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał».
Do obecnych zaś rzekł: «Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min».
Odpowiedzieli mu: «Panie, ma już dziesięć min».
Powiadam wam: «Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach»”.
Po tych słowach ruszył na przedzie zdążając do Jerozolimy.

Oto słowo Pańskie.